środa, 30 maja 2018

Rozpiska na czerwiec!

Gorący miesiąc przed nami! Warto podczas coraz dłuższych wieczorów, ciepłych wieczorów usiąść na tarasie, balkonie, w parku i....oczywiście poczytać dobrą książkę! 

Z kolei na blogu w tym miesiącu oczekujcie...

3 czerwca - niedziela - Recenzja ,,Darth Maul: Łowca z mroku" (Z wiadomych powodów trzeba sobie odświeżyć wiedzę o tym Sithu ;) )

10 czerwca - niedziela - Streszczenie ,,Darth Maul: Łowca z mroku"

17 czerwca - niedziela - Recenzja ,,Wojny Klonów: Spisek na Cestusie"

21 czerwca - Filozoficzny Czwartek - ,,Kontrowersje Mocy - Dzieci poczęte przez Moc, alchemia ciała, przelewanie esencji życiowej, nieśmiertelność. Co z filozoficznego punktu widzenia jest możliwe w Galaktyce Gwiezdnych Wojen?" (!)

24 czerwca - niedziela - Streszczenie ,,Wojny Klonów: Spisek na Cestusie"

Macie jakieś życzenia na miesiąc lipiec co do recenzowanych/streszczanych książek lub artykułów filozoficznych? Chodzą Wam po głowie ciekawe zagadnienia, ciężkie problemy do rozwiązania? Komentujcie! Na wakacje prawdopodobnie zmieni się nieco organizacja na blogu, ale o tym będzie za miesiąc, a tymczasem... do usłyszenia w następnym artykule! ;)

niedziela, 27 maja 2018

"Kenobi" - John Jackson Miller (R) (S)

Dzisiaj "połączony" post - recenzja i streszczenie jednej z ostatnich książek wydanych przez Amber. Zapraszam do zapoznania się z moim tekstem! Najpierw recenzja, a "na dole" streszczonko" ;)

Recenzja
Książka zaczyna się od cytatu Yody: "Póki nie nadejdzie nasz czas, zniknąć musimy" oraz opisu końcowych chwil "Zemsty Sithów", kiedy to Obi-Wan Kenobi po wygranej walce z Anakinem udaje się na Tatooine, żeby pilnować jego syna - Luke'a Skywalkera. Do tego okładka - Kenobi z mieczem świetlnym na tle znanego krajobrazu Tatooine - pustynia i małe, szare domki. Kolorystyka - żółto - pomarańczowa. Dobrze wprowadza nas to w klimat historii i miejsca powieści.

Na sam początek dwa plusy książki - pokazuje historię z wielu punktów widzenia - farmerów z Tatooine, Obi-Wana, a także - co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło - Tuskenów, którzy cały czas mają w świadomości zbrodnie dokonane na nich przez Anakina. Od tego czasu stanowią kilku osobową grupę, która próbuje odtworzyć swoje dziedzictwo. Druga zaleta - medytacje Obi-Wana, próby rozmów z Qui-Gon Jinnem, przemyślenia również zawarte jako integralna część książki. Dzięki temu widzimy z jakimi rozterkami zmaga się Kenobi (a jest ich dużo - jak się zachować po czystce Jedi, jak pogodzić samotność z potrzebą uzupełniania pożywienia itd. - jak prowadzić znajomości, by Imperium go nie odkryło, jak się po prostu nie przywiązywać), jak się zmienia jego charakter, podejście do dramatycznej sytuacji, w jakiej los go postawił. Ponadto, do atutów książki należy zaliczyć, że opisywanie takiej historii jednego bohatera bardzo często w Star Wars wychodzi bardzo dobrze - fani są głodni tej wiedzy, a książkę dobrze się czyta, więc niewątpliwie, kto ma możliwość - warto po nią sięgnąć. 

Dzięki tej książce bliższa, bardziej zrozumiała staje się dla nas historia Bena Kenobiego - dziwaka, starucha, pustelnika. 

Ocena: 7 :)
Republika upadła. 
Lordowie Sithów rządzą Galaktyką.
Mistrz Jedi Obi-Wan Kenobi stracił wszystko.
Wszystko oprócz nadziei...

Streszczenie
Do lokalu w Anchorhead przybywa tajemniczy przybysz i ratuje podpitego farmera Wyle Ulbrecka przed Veeką i Mullenem Gault oraz Zeddem. Tuskeni pod wodzą A'Yark napadają na posiadłość Bezzardów. Włącza się zew osadników (alarm) - Tuskeni odbierają to za smoka krayt i uciekają. Annileen kłóci się z Orrinem Gaultem o to, że na walki z Tuskenami zabiera jej syna Jabe, który jest potrzebny w domu. Jej córka - Kallie - dosiadła najdzikszego z dewbacków - Snita, który pobiegł galopem przez pustynię. Annileen goni ją. W uratowaniu dziewczyny pomógł nieznajomy - Ben - na eopie. Oaza Pikowa zaczyna na ten temat plotkować. Do ich osady dociera piaskoczołg Jawów, który transportuje również Bena, który przyszedł porobić zakupy. Annileen, żeby odwrócić uwagę ludzi, pozwala kupować od Jawów. Wracając trafia na Orrina, który oprowadza gościa po swoim terenie. Do mieszkania Bena przybywa Annileen z zakupionymi rzeczami. Większość mieszkańców Oazy leci na wyścigi. Annileen przegląda swoje stare podanie do uniwersytetu na Alderaanie. Wyrzuca datapad, który łapie Ben. Rozmawiają. Gdy ona chce go odwieźć, zderzają się ze śmigaczami wracającymi z wyścigów. Pojawiają się też Tuskeni. Wyle walczy w Parceli Dannara (lokal), Ben zaciemnia obraz i pokonuje Tuskenów. Mieszkańcy biorą odsiecz i masakrują Ludzi Pustyni. Jabe leci z nimi. Annie z Benem lecą na ratunek. Spotykają A'Yark. Jej syn atakuje osadników, zostaje pokonany, a Ben oddaje jego ciało A'Yark. Zyskuje możliwość odejścia w pokoju (odkryła w nim podobieństwo do innego, dawnego "czarodzieja Sharad Hetta". Kallie podsłuchuje medytację Bena i odkrywa jego nazwisko - "Kenobi". Annie na urodziny dostaje od Orrina kupon na nowego śmigacza w Mos Eisley. Leci tam z dziećmi. Po drodze spotykają Bena, którego eopie jest w ciąży. Zabierają Bena ze sobą. Załatwiają wszystko. Natrafiają na Veekę i Mullena. Ben wchodzi za Orrinem do pewnego lokalu i bez jego wiedzy i zgody ratuje go przed sługusami Jabby. Na farmę Ulbrecka przypuszczają atak Tuskeni. Farmera ratuje Kenobi. Po walce odkrywa, że Tuskenem był Orrin i jego dzieci. Po nich następuje prawdziwy atak Tuskenów, którzy zabierają Jabe. Orrin przybywa do Parceli i prośli Annie o ślub, żeby dzięki dochodom sklepu zwrócić dług, który ma u Jabby. Na koniec wyznaje, że Jabe nie żyje, co okazuje się po chwili nieprawdą - Ben wytargował jego życie od A'Yark. Do Orrina i Jabe Ben mówi, żeby zawrócili. Rano Orrin osądza Bena o walkę razem z Tuskenami. Lecą do jego domu go zabić. Pojawiają się sługusy Jabby zwołani przez Annie. Orrin wchodzi w skały, szukając Kenobiego. Pojawia się smok Krayt, którego Ben pokonuje ratując jednocześnie małych Tuskenów. Mieszkańcy Oazy Pikowej uznają Gaultów za winnych współpracy z Tuskenami, aby jak najwięcej osadników płaciło im za zew osadników.  Annie z dziećmi leci do Bena, który załatwił im lot na Alderaan oraz miejsce na studiach. Sam musi zostać pilnować Luke'a.

Recenzja i streszczenie książki: Star Wars. Kenobi – John Jackson Miller, tłum. A. Hikiert, B. Niedziński, Warszawa 2016r. Wydanie II, Wydawnictwo Amber.    

piątek, 25 maja 2018

Recenzja filmu "Han Solo. Historie"

Film jest świetny! 9/10!

Naprawdę, jak na spin - off, jak na ciężką do sfilmowania historię młodego Hana Solo wyszło wspaniale. Epizody VII i VIII według mnie wyszły słabo, Łotr 1 był dobry, ale "Solo" jest najlepszy z ekranizacji Disneya dot. Star Wars. I tak jak do Epizodu VIII miałem całą listę żali, wyrzutów, oskarżeń i rzeczy, które mi się po prostu nie podobały tak tutaj... nie wiem co napisać. Jeden moment mi nie pasował i parę scen można by lepiej dopracować, ale z racji gorącego czasu premier ich nie wymienię - recenzja bez spoilerów ;) Ogólnie to Epizody VII i VIII bije na głowę. Wreszcie kawał dobrego starwarsowania! Dobry, dorosły film. Nie taka zabaw jak VII I VIII. Tak trzymać! 

Film nie jest nudny, jak twierdzi część widzów. Według mnie jest cały czas dynamiczny- ciągle pociły mi się ręce, zwroty akcji, muzyka (#dobra) [soundtrack: https://www.youtube.com/watch?list=PLXaiRCts4b1ZgDaoLM7GPWja4AAwdq2iV&time_continue=5&v=MVfjzACrzFo], tempo fabuły idealne... Dawno się tak nie emocjonowałem na filmie w kinie! Zawiera w sobie malutką dozę przewidywalności, ale z drugiej strony jest zbudowany tak, że człowiek nie szuka przewidywalności tylko śledzi film.

Humor, który w Epizodzie VIII był dziecinnie żenujący tak tutaj jest zabawny...! Języki, które "potrafi" Han, zachowania droidów (kto oglądał ten wie ;) ) - tak to powinno wyglądać. A smaczki, nawiązania do Starego Kanonu - serce wpadało momentami w błogostan - gdy usłyszałem (jeśli dobrze pamiętam) coś o Lando i o Oseonie.... <3 I parę takich elementów fan EU wyłapie! 

Co do aktorów:

Alden Ehrenreich stanął na wysokości zadania. Troszkę widz się kłóci ze sobą i próbuje szukać Harrisona Forda, ale jak ktoś już napisał... Alden gra młodego Hana, a nie młodego Harrisona. A granie Hana wyszło mu naprawdę dobrze - portret psychologiczny poszedł w odpowiednią stronę, jest pogłębiony i dzięki temu wydarzenia Nowej Nadziei nabierają jeszcze większego i logiczniejszego sensu.

Emilia Clarke - fenomen! Miałem pewne obawy, związane z plakatem, zwiastunem, czy to nie będzie byle jaka postać. Charakter jaki twórcy filmu jej zbudowali, wątki wiążące jej dzieciństwo z teraźniejszymi wydarzeniami pewnej grupki, urok osobisty (!), który idealnie pasował do tej roli składają się na ocenę 10/10 dla Emili...! 

Chewbaccę ominę, bo co tu po aktorze - zagrał jak z Klasycznej Trylogii i pozamiatane! Woody Harreison wcielający się w rolę Tobiasa Becketta - przemytnika - właśnie tak sobie wyobrażam przemytników. Dobra gra!

Donald Glover... nie wiem czy celowo, ale za równo Alden jak i Donald zagrali postacie, które dopiero uczą się być takimi jakimi będą w Klasycznej Trylogii - ciężko zrobić to autentycznie, skoro wiesz, że będziesz taki i taki. A im się udało. Młody Lando, może ma już odruchy, tiki jak stary, ale jeszcze trochę z żółtodzioba ma, trochę na błędach się uczy i to zostało zawarte w filmie. 

Dryden Vos - pasował mi do tej roli, którą grał, aczkolwiek często pojawiający się zarzut do filmów Star Wars Disney'a - za mało innych ras. I właśnie w przypadku Vosa też to mnie trochę drażniło, że Lando, Han, Qi'ra, Beckett, Vos to ludzie, a inne rasy to tło. Ale tego tła dużo było i mam nadzieję, że ten szczegół zostanie dopracowany i podkreślony w następnych filmach. 

Lily Newmark - zaskoczenie związane z graną przez nią postacią był bardzo na plus. To było... ciekawe. Nie tyle złe czy dobre, tylko ciekawe. Dobrze gra, ale pod koniec trochę zbyt nagle gaśnie jej portret psychologiczny. 

Co tu dużo mówić - jak emocje opadną może coś jeszcze skoryguje -  nie czytajcie tylko idźcie i obejrzyjcie. Warto! Ja sam mam nadzieję wybrać się co najmniej jeszcze jeden raz na partyjkę saabaca z "Solo. Historie"!!! 



niedziela, 20 maja 2018

"Koniec i Początek" - Chuck Wendig (R)


[Uwaga spoilery]
Jak za pewne wiecie jestem zdecydowanym zwolennikiem, fanem Starego Kanonu. Według mnie był świetnie zbudowany, mimo wielu nieścisłości, błędów itp. Nowy Kanon zaprzepaścił większość i jest prowadzony według mnie po prostu źle. Jednak o ile z Nowego Kanonu „Łotr 1” czy książki takie jak Utracone Gwiazdy, Battlefront podobają mi się, akceptuję je, to „Koniec i Początek” wypadł równie dramatycznie źle jak Epizod VII i VIII. Zamysł autora był dobry – przestać mówić o wojnie między Rebelią, nowo powstającą Republiką a Imperium w sposób idealistyczny. Zejść na ziemię z bohaterami, nie traktować ich jak bóstwo, pokazać dobre i złe rzeczy stanu, który nastąpił po zniszczeniu Drugiej Gwiazdy Śmierci. Dobry był również pomysł pokazywania zmian w społeczeństwach dokonywanych mniej więcej w tym samym czasie na przeróżnych planetach (tzw. Interludium). Jednak na tych dwóch faktach zalety książki się kończą, w sumie na jednym, bo próba pozbycia się idealizowania bohaterów spełzła na niczym. O ile bohaterowie tacy jak Ackbar, Mon Mothma są pokazywani jako normalne istoty, zmęczone itp. (choć są prowadzeni koszmarnie, zupełnie nie po starwarsowsku – autor trochę jakby nie miał pojęcia o tym uniwersum…) to nowe postacie tak jak np. Norra czy jej syn Temmin są idealizowane na potęgę. Ba! Są nieśmiertelni. Tu spadł, tu umarł, tu postrzelony, tu zestrzelony w przestrzeni kosmicznej… Koniec. Ciemność. Nicość. Ale nie!!! Otóż, żyje! Komedia… !W Starym Kanonie też zdarzali się nieśmiertelni herosi, jednak przede wszystkim byli to Jedi, a to inna kategoria istot i nie zmartwychwstawali tak często jak bohaterowie „Koniec i Początek”. Ponadto, postacie są dość płytkie, do nikogo się nie przywiązujemy, zwłaszcza mając w świadomości, że „i tak przeżyje”, „i tak się dobrze skończy”. Boli wpychana na siłę w kanon Star Wars poprawność polityczna. Star Wars nigdy czegoś takiego nie robiły jednocześnie nie wykazując jakiegoś rasizmu, szowinizmu. Były różne rasy obce naszemu światu i nie powinniśmy na siłę wdrażać w Galaktykę tego rodzaju naszych problemów. Książki często mówią o uniwersalnych problemach, Gwiezdne Wojny też często tę funkcję wypełniały, ale to grało drugie skrzypce, a tutaj jest podciągnięte na główny plan. Książka jest do bólu przewidywalna, a czyta się ją dość ciężko. Pokazanie Imperium jako bandy nieudaczników, zdrajców, pazernych na pieniądze ludzi… Palpatine otaczał się geniuszami. I o ile zdarzało się bardzo dużo „korupcjonistów, łapówkarzy, tłustych urzędasów”, to jednak trzon jego armii nie stanowili tacy prostacy jak Pandion. Rozumiem, że większość „szych” została zabita wraz z wybuchem Gwiazdy Śmierci. Ale w tak wielkiej Galaktyce Tarkin, Yularen, Thrawn nie byli jedynymi geniuszami. Było ich troszeńkę więcej jednak. W innym przypadku Imperium by się rozpadło już za czasów Palpatine’a. Z epizodów IV-VI płynie zupełnie inny obraz rozumienia Imperium, ich sposobu postępowania, zasad, nie taki jak proponuje Chuck Wendig. Powiem tak na koniec – ja tej książki nie uznaję za Gwiezdne Wojny (dlatego nie będę streszczał książki). Możliwe, że pokolenie Przebudzenia Mocy je przyjmuje. Nie mam do tego zastrzeżeń. Jak ktoś powiedział – powstaje nowy kanon, potrzeba jeszcze trochę czasu, aby pokolenie „nowych Star Wars” otrzymało książki pokroju Trylogia Thrawna. Jednak to będzie kanon tego konkretnego pokolenia, nie mój. Mój kanon, moje historie tego, jak świat wyglądał po wybuchu II Gwiazdy Śmierci pokazują takie książki jak: Pakt na Bakurze, seria X – wingi czy Trylogia Thrawna.

Ocena: 3

Recenzja książki: Star Wars. Koniec i Początek – Chuck Wendig, tłum. M. Fabianowska, Warszawa 2015r. Wydanie I, Grupa Wydawnicza Foksal.    

czwartek, 17 maja 2018

"Czy gwiezdnowojenną Moc można utożsamiać z Bogiem?" (F)

Cóż to za pytanie!? 

Nawiązania do Kościoła katolickiego w Narnii Lewisa czy w Śródziemiu Tolkiena są raczej naturalnie wyczuwane u odbiorców, czytelników....ale bardzo mało osób, o ile w ogóle ktokolwiek zdobył się na zasugerowanie, że w Star Wars mogą być jakieś wątki religijne....motywy chrześcijańskie....albo....dobre sobie....Bóg jako Moc? To na razie szkic mojej pracy, ale część potencjału już w sobie zawiera.. ;) Zapraszam do lektury! 

Bóg osobowy, katolicki a Moc

Zacznijmy od najbardziej znanej naszej kulturze formy bytu absolutnego, czyli od Boga katolickiego. Dla przypomnienia - Bóg katolicki to właśnie konkretna Osoba, z którą można wejść w relację miłości, przyjaźni, to Ojciec, który dba o swoje dzieci, który stworzył dobry świat, który Jest. Czy takie cechy ma Moc? Nie! A przynajmniej nie wszystkie i nie w takim rozumieniu jak "u Boga". Po pierwsze Moc nie jest osobą. Czym jest napiszę na koniec... Nie rozmawia się z nią, można medytować nad nią, poznawać, rozwijać w sobie, zbliżać do jedności z nią, były ruchy, które czciły Moc ale nigdy nie będzie ona osobą, z którą można pogadać, którą można spytać o radę (poza wskazówkami w Mocy takimi jak intuicja). Bogu katolickiemu przypisuje się takie przymioty, cechy jak wszechpotęga, doskonałość - na gruncie konkretnych przykładów można łatwo obalić hipotezę, że Moc jest bogiem potężnym, doskonałym. Po pierwsze, przypadek isalamirów - stworzeń, które roztaczały wokół siebie teren, w którym Moc po prostu nie działała. Dla bytu, który stworzył świat i może go kontrolować coś takiego jest niemożliwe, nielogicznie. (Oczywiście, na gruncie katolicyzmu Bóg nie może zmusić do czegoś człowieka, więc wolna wola również jest terenem, na którym Bóg nie działa przymusowo, jednak jest to raczej kolejny stopień doskonałości stworzeń przez Niego powołanych do życia, a nie bariera, która przynależy do świata przyrody). Ponieważ jeśli bóstwo jest wszechpotężne to nie ma czegoś potężniejszego od niego, a isalamir byłby właśnie taką barierą dla działania Mocy/bóstwa. Moc nie ma ograniczeń jeśli chodzi o rozwój w konkretnym użytkowniku Mocy, ale ma ograniczenia natury praktycznej - m.in. isalamiry. Bóg katolicki nie może stworzyć czegoś silniejszego, większego od Niego Samego, ponieważ coś takiego logicznie nie istnieje. Po drugie, Imperator Vitiate [uwaga spoilery] znany z serii The Old Republic, który żył 1500 lat mógłby być bardziej postrzegany za bóstwo niż Moc. Nakłonił, wykorzystał, zmusił Moc do tego, by żyć przez tak długi czas. Moc pełni tu rolę podrzędną, co jest nie do pogodzenia na gruncie ontologicznym (metafizycznym - na gruncie pytań o istnienie) z definicją Boga katolickiego. Boga nie da się dzięki własnej potędze nagiąć do swoich celów, jakkolwiek komicznie to brzmi... Przykładów wykorzystania Mocy do własnych celów mamy w Starym Kanonie na pęczki (Darth Plagueis, Abeloth), więc wszechpotęga sama w sobie odpada. Odpada też osobowość. Doskonałość, dobroć - spójrzmy na Sithów, którzy interpretują Moc w taki sposób, że najczęściej nie mają barier przed zabijaniem, wykorzystywaniem... Jeżeli przyjmiemy, że Bóg jest doskonały, a co za tym idzie doskonale dobry to nie potrafilibyśmy wytłumaczyć dlaczego Moc pozwala na "korzystanie z siebie" Sithom. Moc nie stawia jednego celu wszystkim - zbawienia (owszem, zjednoczenie z Mocą jest pewnego rodzaju podobieństwem do religii, ale bardziej z racji istnienia czegokolwiek po śmierci użytkowników Mocy niż z racji wolnego działania Mocy, by doprowadzić do "zbawienia" swoich wyznawców, wybranych - Moc pisze różne scenariusze, których nie można przyrównać do starania się o szczęście, dobro ogólnie pojęte) Stanowczo nie....Moc nie jest bogiem osobowym. 

Bóg filozofów a Moc

Bóg filozofów w dużym skrócie to byt absolutny, który jest pozbawiony przymiotów osobowych; który jest między innymi hipotezą wyjaśniającą początek świata; to pierwszy poruszyciel, sprawca życia; byt konieczny, który nie jest osobą. Tutaj jest większe pole podobieństwa między Mocą a bogiem filozofów. Moc "była" przy powstawaniu wszechświata (według mojej tezy przedstawionej w artykule na temat Kilików, a także o zastosowaniu teorii ewolucji Darwina do świata Star Wars), kształtowała świat poprzez "ręce" Architektów, Jedynych, a Ci poprzez "ręce" Kilików. Czy była początkiem zaistnienia świata? Tego nie wiemy. Jeśli Bóg filozofów nie wyznacza wartości moralnych, według których istoty żywe/rozumne powinny żyć to zgadza się również ze słowami Mace'a Windu na temat Mocy. "Nie chodzi o dobro i zło - lecz o fundamentalną naturę Mocy. Jedi nie są moralistami. To powszechne, ale mylne mniemanie. Jesteśmy zdecydowanymi pragmatykami. Jedi jest altruistą nie tylko dlatego, że to jest dobre, raczej dlatego, że to bezpieczne. Korzystanie z Mocy dla zaspokojenia osobistych potrzeb jest natomiast niebezpieczne. Moc czynienia dobra staje się tylko mocą. Nagą siłą. Celem samym w sobie. To forma szaleństwa, na które Jedi są szczególnie wrażliwi" (Punkt Przełomu, refleksje Mace'a Windu, str.125) W podobnym tonie wypowiada się przedstawiciel opozycyjnej grupy - Darth Bane: "Powinniśmy zrozumieć, że tylko głupcy zabijają dl sadystycznej przyjemności, bez powodu, potrzeby czy celu" (Zasada Dwóch, str. 33) Kontrargumentem dla tej hipotezy mogłoby być stwierdzenie, że o ile pierwszy poruszyciel, Demiurg platoński w jakiś sposób dali początek światu, to Moc również działa i ma realny wpływ na to,  co się w gwiezdnowojennym świecie dzieje. Kluczowym dla uznania Mocy za "boga filozoficznego" jest cofnięcie się do samego początku świata, tego jak powstał, a z powodu braku pewnych informacji na ten temat możemy jedynie spekulować, że jest duże pole podobieństwa boga filozofów do tego, czym jest Moc, jak się przejawia. 

A co w takim razie z przechodzeniem z Jasnej na Ciemną bądź z Ciemnej na Jasną Stronę Mocy? Skoro to drogi do zjednoczenia z Mocą, a nie moralny styl życia to jak się ma to do na przykład Revana, który był Jedi, stał się Sithem i na powrót został Jedi? Może w takim razie....

Moc jako manicheizm 
- Dobra Moc i Zła Moc - dobry bóg i zły bóg -

Kolejne krótkie przypomnienie - manicheizm mówił, że w świecie ścierają się ze sobą siły dobra i zła, które są sobie równe pod względem siły. To znaczy: Bóg katolicki nie ma odpowiednika zła - jest z góry na wygranej sytuacji. Szatan to byt anielski, na równi z na przykład Archaniołami, a nie na równi Bogu. Manicheizm mówiłby coś innego - dobry bóg toczy walkę ze złym bogiem. Więc skoro historia Galaktyki opiera się w większości na walce Sithów, Mrocznych Jedi z Jedi to może Moc można rozumieć rozdzielnie - jest Moc, która tworzy, ta dobra, ta związana z życiem i ta Moc, która niszczy, ta zła, związana ze śmiercią. I tak i nie - tutaj znów można się odbić od tego, że Moc nie jest osobą. Jeśli cofniemy się bardzo głęboko w przeszłość, do roku 25793 przed Bitwą o Yavin poznamy rozwiązanie, które łączyło w sobie aspekt Jasnej i Ciemnej Strony Mocy (Ashla i Bogan)[Świt Jedi. W nicość]. Przed projekcją "Ostatniego Jedi" wielu fanów sugerowało, że Luke Skywalker miałby być Szarym Jedi - łączyć w sobie elementy Jedi i Sithów. Nie ma więc na przestrzeni historii Galaktyki zero - jedynkowego podziału na dobro i zło. Zakon Altisa, Ciemni Jedi, Zaginione Plemię, Zasada Dwóch - istniało wiele grup, które różnie interpretowało to, czym jest Moc. Przez to mam pewne opory, aby uznać Moc i jej aspekty za przejaw manicheizmu. Rozważmy jeszcze krótko rozwiązanie, które proponuje nam starożytny filozof grecki - Empedokles z Akragas. Według niego sześć elementów jest odpowiedzialnych za powstawanie i rozwój świata - cztery elementy bierne - żywioły - woda, ogień, powietrze, ziemia, oraz dwa elementy czynne - miłość i nienawiść. Raz dominuje miłość wprowadzając harmonię, a raz rządzi nienawiść dając chaos. Nie przypomina Wam to czegoś...? Ashla i Bogan, które wykorzystują materię do kształtowania losów świata Problem jest taki sam jak w manicheizmie - nie ma tylko tych dobrych - Jedi oraz tych złych - Sithów. Są też grupy pośrednie, które miały znaczący, choć nie tak wielki wpływ na to, co się działo w Galaktyce.  Żeby nie snuć domysłów, spekulacji w nieskończoność to spójrzmy na definicję.... 

Czym jest Moc? 

"Moc to energia żywych istot - zaczęła Lumiya. - Łączysz się z nią, z jej przepływami i odpływami, dzięki energii, jaką wytwarza twoje żywe ciało. Nie ma wielkiego znaczenia, jeżeli masz jeden czy drugi mechaniczny zamiennik... w rodzaju implantu czy sztucznej stopy, ale jeżeli ktoś chce zostać prawdziwym mistrzem Mocy, wszystko jedno, Jasnej czy Ciemnej Strony, powinien być istotą po większej części organiczną. Ja nią nie jestem, a to oznacza, że nigdy nie opanuję największych, najistotniejszych aspektów potęgi Mocy"  (Dziedzictwo Mocy I: Zdrada, str.426). Moc to energia - to raczej jasne po obejrzeniu chociażby jednego filmu z kanonu Gwiezdnych Wojen. Sama nazwa "Moc" ma konotacje związane z energią, z jakąś siłą. Stąd tak bardzo nietrafne jest powiedzenie o Mocy jak o bogu osobowym. Manicheizm i rozwiązanie Empedoklesa raczej też odpadają, ponieważ Moc jest jedna, ale ma dwa aspekty, może nawet więcej, zależne od rozumienia, od drogi jaką obiorą konkretnie użytkownicy Mocy. Bóg filozofów - tutaj można więcej polemizować, szukać płaszczyzny porównawczej....  Nie mamy jednak wystarczająco wielu informacji na temat Mocy, by mieć pewność, że deficnicja boga filozofów pasuje do definicji Mocy. Proponowałbym pozostać przy stanowisku uznającym Moc za coś jeszcze innego - nie Boga osobowego, nie boga filozofów, nie przejaw manicheizmu, lecz po prostu Star Warsową Moc - energię żywych istot.

A Wy co sądzicie? ;)

niedziela, 13 maja 2018

"Darth Plagueis" - James Luceno (S)


Darth Tenebrous (Lord Sithów) leci wraz z Darthem Plagueisem (uczeń) na Bal'demnic w systemie Auril. Tam odkrywają bogate złożą cortosis - kruszcu, który ułatwiłby walkę z JediProtektorat Granów dokonuje zamachu i dochodzi do wybuchu gazu i zawalenia się części stropu. Aby wypełnić Zasadę Dwóch, Plagueis atakuje Tenebrousa i kieruje na jego głowę głazy. Przed śmiercią Bith przestrzega ucznia przed nim samym i przed odejściem od Zasady Dwóch. Tytułowy bohater ranny ukrywa się na pokładzie Woebegone. Muun pokonuje załogę i przejmuje robota protokolarnego 11-4D i udaje się na planetę Muunilinst. Spotyka się tam ze swoim współpracownikiem Larshem Hillem i przedstawicielami jego spółki finansowej Damask Holdings. Po spotkaniu idzie do swojego tajemnego laboratorium, gdzie od lat eksperymentował na midichlorianach różnych istot żywych. Chce poznać tajemnicę nieśmiertelności. Do Plagueisa przybywa Huttanka Gardulla - przeciwniczka Jabby, prosząc o wsparcie finansowe. W zamian obiecuje część dochodów z odnowionej trasy dla śmigaczy, która byłaby silną konkurencją dla Malastare. Sith zgadza się. Przychodzą również przedstawiciele Protektoratu Granów. Muun daje im do zrozumienia, że lepiej z nim nie zadzierać. Plagueis wyczuwa użytkownika Mocy na terenie swojej twierdzy i rusza, aby go unieszkodliwić. Obcy jest Bithem i przedstawia się jako Darth Venamis - uczeń i dziedzic Tenebrousa. Hego pokonuje go, ale nie zabija, tylko zatruwa i zabiera na Muunillist w celu prowadzenia eksperymentów na midichlorianach Bitha. Na statku Venamisa Plagueis znajduje informacje na temat trzech potencjalnych uczniów Bitha. Wyrusza, aby się z nimi rozprawić. Zabija zmiennokształtnego rasy Shi'do, później prorokinię Mocy - Iktotchi, a na koniec pozwala, by Jedi zabili Naata Lare’a.. Po rozmowach na Naboo Plagueis spotyka chłopca o nazwisku Palpatine. Proponuje mu szpiegowanie dla Damask Holdings. Plagueis odkrwa, że Palpatine jest niezwykle przebiegły, pełny gniewu na świat i ma potencjał Mocy. Gdy ojciec przybywa promem po syna, aby zabrać go do domu z dala od Plagueisa, młodzieniec, wyładowując gniew na ojca, zabija rodziców i rodzeństwo, po czym prosi Sitha o pomoc., który czyni go swoim uczniem, nadaje imię Darth Sidious. Po 10  latach treningu Sidious udaje się na Dathomirę, gdzie dostaje od Sióstr Nocy dziecko. Był nim Maul („młot na wrogów”). Plagueis zleca mu zabicie Vidara Kima, który przeszkadzał mu w planach. Palpatine używa w tym celu Maladian - płatnych zabójców. Hego wziął udział w szczycie na Serenno, gdzie byli m.in. Jocasta NuQui-Gon JinnDooku i Sifo-Dyas. Muun rozmawia z nimi o niepewnej przyszłości Republiki i groźbie wojny. Palpatine wygłasza mowę, dzięki której zaistniał w Senacie, a w rezultacie mianowano go senatorem Naboo. Damask bierze udział w inicjacji Larsha Hilla w Zakonie Nachylonego Kręgu - tajemnym klubie dla arystokracji. Jednak tam Hego zostaje zaatakowany przez najętych przez Granów Maladian. Ledwie uchodzi z życiem, dzięki Palpatine'owi. Od tej pory musi nosić respirator. Palpatine nawiązuje bliski kontakt z kanclerzem Finisem Valorumem i zyskuje jego przychylność. Z Plagueisem szkolą Maula na Sitha. Wybrany na króla Naboo Ars Veruna rozpoczyna zbrojenie Naboo. Hego promuje na nową królową Naboo Padmé, a Ars Veruna abdykuje. Huttanka Gardulla wraz z wściekłym Veruną atakuje Sojurn, ale Plagueis ucieka przed bombardowaniem. Sidious poleca Gunray'owi utworzenie blokady i inwazję na Naboo. Z kolei Plagueis zabija Verunę i namawia Sifo-Dyasa do zamówienia armii klonów mających strzec Republikę, którą sam by zafundował. Na Naboo zostają wysłani Qui-Gon i Obi-Wan, a Palpatine posyła tam Maula. Zabrak zabija Qui-Gona, ale sam później zostaje zabity przez jego ucznia – Obi-Wana. Królowa Amidala ogłasza wotum nieufności wobec Kanclerza Valoruma. Nowym kanclerzem zostaje Palpatine, a gdy wraz z Plagueisem świętuje zwycięstwo, usypia swego mistrza i zabija go, rażąc jego respirator błyskawicami Mocy. Sidious potajemnie sprzymierza się z Dooku, który odchodzi z Zakonu Jedi i przyjmuje tytuł hrabiego oraz przydomek Dartha Tyranusa. Darth Sidious jako Kanclerz rozpoczyna ostatnią część realizacji Wielkiego Planu zemsty Sithów, który zaczął Darth Bane.

Streszczenie w oparciu o tekst na Bibliotece Ossus.

Streszczenie książki: Star Wars. Darth Plagueis – James Luceno, tłum. A. Hikiert, Warszawa 2013r. Wydanie I, Wydawnictwo Amber.    

niedziela, 6 maja 2018

"Darth Plagueis" - James Luceno (R)


Książka swego czasu bardzo wyczekiwana przez fanów; było w niej pokładane wiele nadziei; miała stanowić potrzebny dla lepszego zrozumienia posunięć Imperatora Palpatine’a prolog… Czy tego dokonała historia opisana przez Jamesa Luceno? Zapraszam na recenzję „Dartha Plagueisa”!

Tej opowieści nie usłyszysz od Jedi. To legenda Sithów. Darth Plagueis był Mrocznym Lordem Sithów, tak potężnym i tak mądrym, że używał Mocy wpływając na midichloriany, by tworzyć życie. Miał taką wiedzę o ciemnej stronie, że tych, których bardzo kochał mógł zachować od śmierci. (Zemsta Sithów)

Losy tytułowego (i okładkowego) bohatera zaczynają się gdy on sam był jeszcze uczniem innego Lorda Sithów – Darth Tenebrousa. Później poznajemy pierwsze spotkanie Palpatine’a z Hego Damaskiem (Plagueis) oraz szkolenie przyszłego senatora z Naboo na Lorda Sithów. Książka przedstawia łopatologicznie funkcjonowanie Zasady Dwóch stworzonej przez Darth Bane’a, a także jej stopniowe modyfikacje, odejścia od normy (sama okładka świetnie wdraża do historii – „z przodu” mamy Plagueisa i Sidiousa – mistrza i ucznia, a „z tyłu” książki mamy Dartha Maula, który stanowi kolejny łańcuch Zasady Dwóch); pokazuje tworzenie potęgi Sithów w cieniu Jedi i Republiki; sieć intryg, która pozwoliła jednym przewrotem Palpatine’owi wyeliminować Zakon Jedi i zmienić ustrój Republiki na Imperium przywracając Sithom władzę nad Galaktyką. Luceno nie pozostaje przy opisywaniu zwyczajnych, pospolitych Sithów, lecz prawdziwych geniuszów – Plagueisa, który „potrafił tworzyć życie dzięki Mocy” oraz Sidiousa, którego dokonań przedstawiać nie muszę. Nie ma co się temu dziwić, gdy książkę również pisze geniusz… Jednocześnie opisując niuanse zawieranych przez Sithów kontraktów historia nie traci na dynamice. Książkę czyta się dobrze, zawiera w sobie interesującą i wspaniale (po raz kolejny przez Luceno) opisaną historię, która stanowi wprowadzenie do Mrocznego Widma, a także częściowo przeplata się wątkami z wspomnianym filmem (wielką i często przywoływaną zaletą książki jest wykorzystanie wielu wątków z Expanded Universe; nawiązania do EU, które autor licznie podejmuje).

Według mnie – pozycja obowiązkowa dla fanów Star Wars za równo Nowego jak i przede wszystkim Starego Kanonu!

Ocena: 9!

Recenzja książki: Star Wars. Darth Plagueis – James Luceno, tłum. A. Hikiert, Warszawa 2013r. Wydanie I, Wydawnictwo Amber.    

czwartek, 3 maja 2018

"Czy teoria ewolucji Darwina działała również w świecie Gwiezdnych Wojen?" Rozważania na temat powstania i rozwoju wszechświata Mocy. (F)

Filozoficzny Czwartek, więc artykuł z dziedziny filozofii... Dziś kontrowersyjnie; ciekawie oraz intrygująco mam nadzieję! Czy darwinizm możemy zastosować również w znanym nam uniwersum Jedi i Sithów? Dodam jeszcze dwa dodatkowe warianty - czy Wielki Wybuch miał miejsce w świecie Star Wars...? Czy różnorodne rasy takie jak np. Muunowie wykształciły się drogą spontanicznego rozwoju różnego rodzaju związków chemicznych po Wielkim Wybuchu? Spróbuję odpowiedzieć na te pytania! 

Zacznijmy od krótkiego omówienia rozpatrywanych we wstępie teorii. Za Wielki Wybuch rozumiem teorię, która twierdzi, że nasz świat na początku był "ściśnięty" w jednym punkcie wielkości główki od szpilki o niewiarygodnej masie. Wybuch dał początek czasu, przestrzeni; materia zaczęła się od miejsca wybuchu "rozszerzać" i rozszerza się nadal. Życie powstało przez spontaniczne łączenie się różnych związków chemicznych w DNA aż do wykształcenia się organizmów takich jak my :) Z kolei powstanie i rozwój gatunków w myśl Darwina wynika z ciągłej walki o byt, o przetrwanie z innymi istotami, ze środowiskiem. W wyniku tej walki wykształcają się różnego rodzaju cechy pomocne w przetrwaniu w danej sytuacji. Każdy biolog za tak powierzchowne i ogólnikowe omówienie darwinizmu i Wielkiego Wybuchu co najmniej by mnie zbeształ, ale na potrzeby fanowskiego artykułu filozoficznego myślę, że starczy. Abstrahuję od tego czy wymienione teorie są poprawne i czy było rzeczywiście "tak i tak".

Jak wygląda sytuacja w Gwiezdnych Wojnach? (Dla ułatwienia świat, w którym żyjemy będę nazywać Galaktyką Ziemi, a świat Star Wars - Galaktyką Mocy.) O powstaniu Galaktyki Mocy, ewentualnych teoriach powstania Galaktyki Mocy mamy bardzo mało informacji. Są to szczątkowe wiadomości typu coś wynika z czegoś, więc istniał pewnie ktoś taki i miał jakiś wpływ na rozwój galaktyki... Stąd większość proponowanych rozwiązań będzie miała charakter spekulacji. Spróbujmy "przez podobieństwo" do naszego świata.  W Galaktyce Ziemi mówi się o teorii ewolucji - w jednej z książek Star Wars ("Opowieści z kantyny Mos Eisley") znajdujemy opis ilości ras rozumnych, które "wyewoluowały". To pojęcie ma konotacje wskazujące na to, że pierwotnie dana rasa, gatunek były na poziomie powiedzmy prymitywnym, pierwotnym i na drodze ewolucji doszły do znaczącego rozwoju na przykład technologicznego. Jest to bardzo słaby argument. Dalej - czytając historię czasów przedrepublikańskich znajdujemy opis ras rozumnych, które po odkryciu istnienia innych ras, mocno zacofanych, zamknęły się w swojej enklawie (np. Gree). Były również rasy, które w wyniku różnego rodzaju czynników wyginęły. Przypomina to dobór naturalny ziemski, ale jest również raczej kiepskim poparciem tezy, że darwinizm można zastosować w Gwiezdnych Wojnach. Z kolei historyczny zapis o tym, że pierwotnie ruch międzyplanetarny był zerowy, nikły, a dopiero później rozwinął się do poziomu jaki znamy z filmów (skoki w nadprzestrzeń itd.), przez podobieństwo przypomina nam historię ludzkości, która pierwotnie była zogniskowana wokół własnych obozów, wioseczek, a obecnie możemy w ciągu 9h dolecieć z Polski do Chin... To były rzeczy podobne. Idźmy dalej -- >

Problem napotykamy przy Nowej Erze Jedi  - serii książek, która opowiada o najeździe Yuuzhan Vongów na Galaktykę Mocy. Przy czym Yuuzhan Vongowie przybyli z innej galaktyki... Ups.... Jeśli wrócimy znów do znanego nam świata, do Galaktyki Ziemskiej, to poza Drogą Mleczną są też inne galaktyki we wszechświecie, więc co tu dziwnego...? Jednak przy rozmiarach Galaktyki Mocy i tym, że stanowiła ona przez długi czas cały wszechświat, fakt, że istnieje też inna galaktyka może nieść ze sobą konsekwencje, że innych galaktyk może być bardzo dużo, a to nam utrudni rozwiązanie. 

Architekci - pisałem o nich w poprzednim artykule filozoficznym (Pt: "Kilikowie") - byli nieśmiertelnymi istotami istniejącymi w Mocy. Ludzie nie byli w stanie pojąć tego, jak istnieli i funkcjonowali, ponieważ ich śmiertelne umysły były zbyt ograniczone. Przy czym pragnę zwrócić uwagę na to, że według mnie nieśmiertelność (narodzenie się i posiadanie zdolności nieśmiertelności, niemożliwości śmierci, niemożliwości braku życia) różni się od wieczności (trwaniu od zawsze do zawsze ;) ). Więc Architektów nie można uznać za bogów, bóstwo - musieli mieć swój początek i kształtując świat, korzystali z tego, co już było w Galaktyce Mocy, formowali materię. Jaśniej... Załóżmy, że w Galaktyce Mocy był Wielki Wybuch - zaczął powstawać świat, łączyły się związki chemiczne, była też Moc (czy była od zawsze czy też jest "stworzona" - rozstrzygnę ten problem za dwa tygodnie). W wyniku nieosobowych działań Mocy i z powodu ewolucji powstała rasa Architektów, istot nieśmiertelnych, bardzo potężnych, zakorzenionych w Mocy. 

Z tego co zostało dotychczas powiedziane mogę wysnuć taką teorię - jeśli w Galaktyce Mocy był Wielki Wybuch - a nic temu nie przeczy, to w pewnym momencie rozwoju życia, Moc wraz z Architektami kontrolowali kierunek rozwoju niektórych istot, ras, układów, by mogło w Galaktyce Mocy powstać życie i trwać dłużej niż tylko przez chwilę. Architekci stworzyli przecież zabezpieczenia (np. Układ Koreliański, Stację Centerpoint) przed Abeloth - istotą, która przede wszystkim niszczyła. Niszczyła życie, planety, rasy... wszystko. Funkcję Mocy i Architektów można przyrównać do zegarmistrza - motyw wykorzystywany również przez filozofów. Mamy Wielki Wybuch, w wyniku którego kształtuje się wszechświat - czyli powstaje zegarek, bardzo skomplikowany mechanizm - więc, aby mógł prawidłowo działać materia wytworzona przez Wielki Wybuch jest korygowana przez zegarmistrza (~Moc, Architektów). 

Wróćmy teraz do zaznaczonego przeze mnie problemu - co z galaktyką Yuuzhan Vongów, co z możliwymi innymi galaktykami? Można je wytłumaczyć również Wielkim Wybuchem. Nie można według mnie wytłumaczyć kilkoma Wielkimi Wybuchami - to znaczy - każda galaktyka miałaby mieć swój Wielki Wybuch. To bez sensu, ponieważ punkt, w którym skupiona byłaby cała galaktyka przed wybuchem musiałby leżeć w pewnym oddaleniu od miejsca zgromadzenia drugiej galaktyki przed wybuchem. A przecież według tej teorii przed Wielkim Wybuchem nie było czegoś takiego jak przestrzeń, więc nie można też mówić o "pewnym oddaleniu". 

Ponadto, znane losy Galaktyki Mocy takie jak trwanie organizmu państwowego - Republiki, Imperium, a także Zakonu Jedi, Sithów wskazuje na pewnego rodzaju możliwość istnienia umowy społecznej między ludźmi. Według niektórych filozofów w sytuacji pierwotnej ludzie byli wolni (to znaczy - niezależni od nikogo). Przyszedł czas, kiedy zaczęli walczyć o swoje ziemie, cenne przedmioty. Aby uniknąć wojen i zapewnić bezpieczeństwo zgodzili się na pewnego rodzaju ograniczenie wolności, praw przez podporządkowanie suwerenowi. Podobny scenariusz zdaje się miał miejsce w Galaktyce Mocy... 

Podsumujmy:
1) Nie ma poważnych argumentów, które mówiłyby, że w Galaktyce Mocy nie było Wielkiego Wybuchu. Taka teoria mogłaby się sprawdzić nawet przy istnieniu bardzo dużej ilości galaktyk o rozmiarach takich jak Galaktyka Mocy. Punkt, w którym przed wybuchem byłaby skupiona materia byłby może nieco większy, a i wybuch mógłby być również nieco większy ;) 

2) Życie powstało spontanicznie - co do tej teorii na łamach Star Wars można mieć już zastrzeżenia. Skoro przy kształtowaniu cywilizacji, życia, rozwoju ingerowała rasa taka jak Architekci, ingerowała również Moc, to nie można mówić o pełnej spontaniczności związków chemicznych. 

3) Walka o byt, teoria doboru naturalnego jest podobnie jak Wielki Wybuch raczej sprawdzalna nawet na gruncie czysto spekulatywnym w Galaktyce Mocy. Również nie ma argumentów przeczących takiemu prawu - biorąc pod uwagę na przykład wykształcenie się u pewnych ras (nie u jednostek, u przedstawicieli, ale u ras) zdolności do korzystania z Mocy można twierdzić, że decydującą rolę w procesie ich przystosowania do życia w Galaktyce Mocy miała właśnie walka o byt, o przetrwanie. 

To na razie tyle - w kontrze do tych rozważań przedstawię tekst 17 maja "Czy gwiezdnowojenną Moc można utożsamiać z Bogiem?. Jeśli uznamy, że Moc była pewnego rodzaju bóstwem, istniejącym przed spekulatywnym Wielkim Wybuchem w Galaktyce Mocy, to sam Wielki Wybuch, spontaniczne powstanie życia mogą zostać skutecznie podważone i odrzucone. Jaki będzie owoc tych rozważań...? Zapraszam za dwa tygodnie na kolejny Filozoficzny Czwartek!