czwartek, 22 lutego 2018

"Lojalność ojca Cieny - filozoficzne wątki w "Utraconych Gwiazdach" - (F)


Tytuł postu brzmi dość tajemniczo…jakie filozoficzne wątki można odnaleźć w dość prostej w przekazie książce „Utracone Gwiazdy”? Chodzi mi głównie o jeden z nich – lojalność ojca Cieny – jak do niej podejść, czy była racjonalna, właściwa czy niewłaściwa. Nie będę powoływał się na wiele filozoficznych tradycji w tym zakresie – bardziej chodzi mi o dokonanie namysłu nad tym z pozoru błahym problemem. Najpierw sytuacja, o której rozmawiamy. Ciena Ree jest imperialnym oficerem. Prawdopodobnie w wyniku próby jej przywiązania do Imperium, jej matka zostaje posądzona o sprzeniewierzenie funduszy lokalnej kopalni. Jest to zarzut o tyle dziwny, że mieszkańcy planety Jelucan traktują honor niemal jak powietrze – potrzebny do życia; bez którego nie da się obejść Matka Cieny niemal na pewno nie pomyślała o tym, by uciec się do oszustwa. Ciena uzyskuje przepustkę, aby podczas procesu być na ojczystej planecie. Tam spotyka się z ojcem. Przypatrzymy się bliżej …dwa cytaty ze stron 287 oraz 317,318.

„- Czy lud doliny nie protestuje przeciwko zarzutom?
- Wiedzą o nich. Ale nikt nie przyszedł. (…) To Imperium wysunęło zarzuty wobec niej. Jesteśmy mu winni lojalność. Sprzeciwianie mu się okryłoby nas hańbą!
- Ale przecież…nie wystąpisz chyba przeciwko mamie. Prawda?
- Twoja matka doskonale rozumie, co znaczy zachować honor, podobnie jak ja – odparł.”
***
„Nie. Nie powinnaś nigdy sprzeciwiać się swojemu rządowi, Cieno. Niezależnie od okoliczności.
- Jak możesz tak mówić, tato?
- Mówię tak dlatego, że poprzysięgliśmy lojalność Imperium w chwili, gdy Jelucan został przez nie zajęty. Dlatego że nie zdradzamy naszego świata, nawet jeśli w zamian sami jesteśmy zdradzani. Inaczej nie będziemy lepsi od nich. Życie tutaj nigdy nie było sprawiedliwe ani łagodne. Wytrwaliśmy jednak – i przetrwamy. Nie jako surowa materia, ale w królestwie ducha.”
***
Zaskakujące słowa. Mnie to bardzo mocno uderzyło w trakcie lektury książki Claudii Gray. Być lojalnym, ponieważ nie będąc lojalnym nie jest się nikim lepszym od zdrajcy. No właśnie. Czy te słowa mają zastosowanie w każdej sytuacji?
Zacznijmy od króciutkiej lekcji filozofii. Sytuacja zarysowana przez Parona Ree (ojciec Cieny) jest pewnego rodzaju opisem zasad panujących w umowie społecznej. To zagadnienie kojarzy nam się z takimi filozofami jak Hobbes oraz Rousseau. W ogromnym skrócie polega na tym, że uważa się, iż ludzie w stanie natury, w stanie pierwotnym byli egoistami, walczyli ze sobą o własność, tereny itd., więc każde państwo powstało z powodu strachu przed zagrożeniem życia, z rozsądku oraz z chęci posiadania bezpieczeństwa. Ja rezygnuję z pewnej części swojej wolności, pozwalam komuś rządzić, aby dana osoba (państwo) w zamian za to chroniła mnie przed agresją drugiego człowieka.
Jeśli chodzi o relacje interpersonalne… Wydaje mi się, że słowa ojca Cieny mają odzwierciedlenie w takich rodzajach znajomości jak koleżeństwo, przyjaźń, związek, rodzina. Jeśli mój przyjaciel okazał się nielojalny – dajmy banalny przykład – powiedział, że nie może iść ze mną do kina, bo musi zająć się młodszym rodzeństwem, po czym wieczorem widzę go na owym filmie z innymi znajomymi, to coś jest nie tak. Taka sytuacja wymaga według mnie szczerej rozmowy itd., powinna jednak pozostawić drugą szansę. Taka nielojalność nie jest pozwoleniem na nielojalność z mojej strony. „Jeżeli on tak zrobił, to ja też mogę”. Gdyby tak było to świat prowadziłby donikąd. Bo każdy człowiek w życiu popełnia jakieś błędy, zło i gdyby było to pozwoleniem na czynienie przeze mnie takich samych błędów, zła to każdy mógłby wszystko. Trochę inaczej ma się sprawa w związku. Może niepotrzebnie wrzuciłem związek do jednego worka z przyjaźnią, koleżeństwem i rodziną. Możliwość poprawienia się w dobrej, prawdziwej przyjaźni jest według mnie naturalna. Inaczej się ma jednak sprawa z nielojalnością albo radykalnie i mocno nazywając, o co mi chodzi – zdradą – w związku. Nie będę tu rozstrzygał tego problemu, bo to zagadnienie na inny post albo nawet na inny blog ;)
Natomiast jeśli chodzi o ogół społeczeństwa rzecz ma się inaczej. Tutaj słowa Parona Ree według mnie się nie sprawdzają. Jeśli państwo takie jak Imperium okazuje względem mnie nielojalność raz, drugi – dobrze, mogę być nadal lojalny, bo a) nie dostrzegam dalekosiężnych skutków takiej sytuacji – może coś, co wydaje mi się nielojalnością jest tak naprawdę dobrem; b)Paron ma rację mówiąc, że skoro się mieszkańcy Jelucana zgodzili na rządy Imperium to są im winni posłuszeństwo. Jednak jeśli Imperium/jakieś państwo nagminnie łamie zasady lojalności względem poddanego ludu to naturalnym i racjonalnym jest według mnie stawienie oporu, nielojalność. Lojalność ma miejsce wtedy, kiedy obie strony przestrzegają zawartych na początku zasad itd. Zawiązujemy jakąś umowę społeczną – obowiązuje ona gdy obie strony realizują powierzone im obowiązki. Ponadto, lojalność, a co za tym idzie, stabilność państwa jest potrzebna do rozwoju planety, swojego życia itp. Ale w momencie gdy obowiązki jednej ze stron nie są wykonywane to druga strona prędzej czy później powinna stać się również nielojalna – w innym przypadku będzie krzywdzona, będzie tracić w imię bycia lojalnym. Unikanie niezasłużonej krzywdy(a lud Jelucana w momencie obejmowania rządów nie wiedział o krzywdzącym podejściu Imperium) stoi w hierarchii wyżej niż bycie lojalnym. Chodzi o inne motywy bycia nielojalnym – Imperium unikało lojalności z korzyści jakie dzięki temu miało, a lud Jelucana mógłby okazać nielojalność z powodu krzywdy. Bycie lojalnym wiąże się z pewnego rodzaju sprawiedliwością, a krzywda z brakiem sprawiedliwości. Jest krzywda – nie ma sprawiedliwości – nie ma lojalności – trzeba wykazać opór bądź przeformułować zasady umowy społecznej/przyjaźni itp.
Sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje – i dlatego nie odbieram racji słowom Parona Ree – gdy bierzemy pod uwagę lud mocno nakierowany na lojalność, honor. Właśnie tak można scharakteryzować mieszkańców planety Jelucan. Moje wcześniejsze uzasadnienie niewłaściwości bycia lojalnym w momencie doświadczania krzywdy byłoby nietrafne, ponieważ w ich hierarchii to lojalność jest wartością wyższą niż na przykład doznawanie krzywdy, co z jeszcze innej strony ma swój urok i piękno – trzymać się takiej tradycji, wartości bardzo dobrze mówi o ludzie Cieny i Parona.

Oczywiście opór z powodu nielojalności Imperium to tylko wynik mojego teoretycznego namysłu…wiadomo, że z praktyką byłoby nieco trudniej;)
A Wy co sądzicie? Paron miał rację czy nie? Są to słowa pasujące do każdej sytuacji nielojalności? Komentarze!!!

(Co do ważnych wątków można się jeszcze zastanowić nad uczuciem Cieny do Thane'a - obiektywnie miłość jest czymś najważniejszym, najwyższą wartością, a tymczasem u Cieny (subiektywnie) ustępuje cnocie posłuszeństwa/lojalności)

2 komentarze:

  1. Znajdziemy tu bardzo wiele trafnych nawiązań filozoficznych i nie tylko... Ja bym jeszcze przyjrzała się samemu pojmowaniu honoru przez mieszkańców Jelucan. Trzeba tu wpierw wskazać na deontologizm, bo dla nich czyn moralny jest wtedy, gdy wypełniamy przez niego powinność. Nie liczą się skutki. Jeżeli w takim układzie powinnością jest zachowanie honoru, to da się całkowicie wybronić postępowanie ojca Cieny.
    No właśnie, ale honor... Bardzo niepokojący jest fragment jednego z cytatów: "Życie tutaj nigdy nie było sprawiedliwe ani łagodne. Wytrwaliśmy jednak – i przetrwamy. Nie jako surowa materia, ale w królestwie ducha.". Już wychodząc poza refleksję stricte filozoficzną - mieszkańcy Julcan są ideowi, potrzebują żyć w imię czegoś (wartości, ideałów, a może nawet jakiegoś rodzaju wiary?). Samo jednak to, że mamy potrzebę wyznawania jakichś wartości, nie czyni nas dobrymi. Przecież i systemy totalitarne zawsze mają na ustach wielkie wartości, którymi są w stanie indoktrynować, wszystko uzasadnić... Socjalizm pozostaje jedną z najpiękniejszych ludzkich idei.
    Dajmy inny, historyczny już przykład honoru stawianego ponad wszystko. Starożytna Sparta. Znamy na pewno : "Spartanin wraca z tarczą albo na tarczy." - tak pojmowali honor. Taka mentalność stanowiła najgłębsze źródło pozwalające na przysposobienie całego państwa do walki. Skutkiem tak pojmowanego przez mieszkańców Sparty honoru było to, że na tle innych greckich polis mieli przewagę militarną, byli w lepszej sytuacji. Odwoływaniem się do honoru, gdy stawia się go na pierwszym miejscu, można posłużyć się naprawdę w wielu celach i osiągnąć bardzo dużo. Dlatego nie wolno przyjmować go jako najwyższej idei bezrefleksyjnie i bezkrytycznie. takim zarzutem ewidentnie można by obarczyć mieszkańców Julcan. Co mnie dziwi także - mówią oni o honorze jako najwyższej wartości, lecz ani razu nie pada tu zwrot "sumienie", nic nie podlega jakimś kategoriom oceny dobra i zła, które jesteśmy w stanie sami wyprowadzić. Pewnie łączy się to z wspomnianym już wcześniej przez mnie tak daleko posuniętym deontologizmem. Warto jednak dodać, że David Hume wskazuje na psychologiczny aspekt takiej bezrefleksyjności: " taki jest honor, i już". Mamy taką potrzebę zaufania do powszechnie podzielanych sposobów aprobowania i potępiania, bez poszukiwania filozoficznych uzasadnień dla nich. (A teraz spuszczając z tonu : dopiero się uczę dyskutować i bardzo chętnie nauczę się więcej, jeżeli są tu słabe punkty lub błędy... ;) ).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za Twój komentarz. Zgadzam się z nim i dziękuję za tak merytorycznie bogatą i przemyślaną wypowiedź! Jednak zwróciłbym uwagę/rozróżnił dwie sytuacje pojmowania honoru/lojalności o jakich tu rozmawiamy, a które mają wpływ na całościową ocenę sytuacji. Sparta i lud Jelucana są deontologami powiedziałbym z tradycji, nie z wyboru. Nie wybrali takiego sposobu bycia po jakimś czasie bytowania, lecz wyrastało to z przekazywania wartości z pokolenia na pokolenie. To była część ich życia. Dopiero po wielu pokoleniach nabrało to bardziej ideologicznego wymiaru. "Nasi przodkowie tak postępowali i my też tak postępujemy". Natomiast sojcalizm to była konkretna "propozycja" zmiany myślenia. W takiej sytuacji, gdy ktoś po jakimś czasie zmienia swój kręgosłup myślenia i mówi, że honor jest najważniejszy dla niego, powiedziałbym, że jest deontologiem z wyboru. Ponadto, Jelucan był planetą bardzo, bardzo mało ważną jeśli chodzi o Galaktykę (znajdował się na Zewnętrznych Rubieżach) - ten fakt podkreślałby bardziej tradycjonalistyczny wymiar ich honoru. Co innego gdyby wymieszana etnicznie i kulturowo Coruscant narzuciłaby mieszkańcom właśnie wyznawanie, że najważniejszą cechą ich postępowania jest honor. Zgadzam się w pełni natomiast jeśli chodzi o bezrefleksyjność ich zachowań. Można to tłumaczyć tak, że to nie było celem tej książki, więc namysł moralny nad tym autor odstawił na bok. A może jest właśnie tak, że sumienie było podrzędne w stosunku do honoru/lojalności. Prawdą jest, że wiele ciekawych filozoficznie aspektów porusza książka... Do usłyszenia. Pozdrawiam

      Usuń