czwartek, 25 stycznia 2018

Życie Jedi - przyjemność, obowiązek czy przeznaczenie? (F)

Moi Drodzy! W ramach Filozoficznego Czwartku, zgodnie z rozpiską dzisiaj pojawia się tekst na temat życia Jedi - nieco bardziej "od podszewki", po małej refleksji, jak to mogło wyglądać. Uprzedzam, że praca nie wyczerpuje tematu. Na pewno na bieżąco (podobnie jak w przypadku tekstu dot. Mocy) będę post aktualizować. Na razie dysponuję wiedzą z około 70 książek Star Wars, więc nie pełną...W każdym razie zapraszam do czytania i komentowania! 

Życie Jedi... 

Pierwotnie Jedi byli bardziej mędrcami, chciałoby się powiedzieć - filozofami. Poznawali Moc, pogłębiali wiedzę o niej, spisywali w księgach, przekazywali wrażliwym na Moc potomkom. Byli za pewne traktowani jako dziwacy - osoby mające zdolności nadnaturalne, jako właśnie mędrcy - może zasięgano u nich porad. Dużo medytowali, dążyli do harmonii, zupełnej równowagi z wszechogarniającą Mocą. Jednak ich życie, badania, działalność były ograniczone do rodzimej planety. Dopiero po podróżach nadświetlnych oraz odkryciu użytkowników Mocy na innych planetach perspektywa się zmieniła. Zakon Je'daii, który za pewne można brać pod uwagę jeśli chodzi o tradycję Jedi. Wspomniany Zakon powstał na Tythonie, tam się rozwijał, a w założeniach miał równowagę między Ashlą i Boganem - Jasną i Ciemną Stroną. Ogólny, subiektywny odbiór ich kodeksu w moim przypadku był taki, że Je'daii mimo wszystko traktowałem jako tych dobrych. Powołanie do życia Republiki Galaktycznej w 25.000BBY pociągnęło za sobą utworzenie Zakonu Jedi (w tym samym roku), który stał się obrońcą, strażnikiem pokoju we wspomnianym już organizmie politycznym. Miał swój kodeks, swoich mistrzów, swoje wojny, okresy chaosu, kryzysy, okresy rozwoju. Najbardziej interesujący nas czas to okres schyłku Republiki, okres znany z filmów - czasy uczenia się w Świątyni Jedi na Coruscant Obi - Wana, Anakina, później Czystka Jedi oraz Nowy Zakon Jedi Luke'a Skywalkera. Na tym czasie przede wszystkim się skupię.

...jako przyjemność

Życie Jedi możemy rozpatrywać w kategoriach przyjemności - nie tylko tej hedonistycznej - mam Moc, mogę podnosić jedzenie z talerza i wkładać sobie do ust. Myślę, że bycie Jedi mogło być przyjemne przede wszystkim dlatego, że dzięki długiej i wytrwałej pracy można było stać się zharmonizowanym z rzeczywistością, z Mocą. Niosło to ze sobą spokój, pewność siebie, odnalezienie swojego miejsca. Wydaje mi się, że do przyjemności można zapisać również posiadanie grona przyjaciół, tworzenie jednej wielkiej rodziny, szacunek u ludzi (nie zawsze, nie w każdym miejscu i czasie). Korzystny dla Jedi był również dostęp do biblioteki, możliwość rozwoju siebie, doskonalenia., ale...

... jako nieprzyjemność

Z drugiej strony - bycie Jedi to walka ze złem, narażanie życia, czasami zabicie kogoś - to za pewne nie należy do kategorii przyjemnych rzeczy, które każdy z nas chciałby robić. Jedi nie miał swojej rodziny - ani rodziców, ani swoich dzieci - (przynajmniej nie powinien mieć :P) był wysyłany przez Radę w różne miejsca Galaktyki - prawie zawsze niebezpieczne - i prawie zawsze musiał być gotowy, otwarty na wypełnienie misji. "Romans jest dopuszczalny. Jedi...nie muszą....żyć w czystości... Tylko....unikać przywiązania" stwierdza w "Żadnych Jeńców" Ahsoka. W odpowiedzi słyszy, że to bezduszne. I rzeczywiście. Mieć romans, a później zostawić kogoś, bo Kodeks zabrania tworzenia związków... Cóż... W opozycji do tego można zestawić "Zakon" Mistrza Altisa czy bardziej znany Nowy Zakon Luke'a, gdzie małżeństwa były dopuszczalne. Sam Luke miał żonę - Marę Jade, oraz syna - Bena. Ten element nieprzyjemności nie dotyczył więc wszystkich Jedi. A z jeszcze jednej strony... - Obi - Wan jako całkiem przykładny Jedi pozwalał sobie na zakochanie - Taria Damsin czy może bardziej znana Duchess Satine Kryze... Co więcej - życie Jedi miało za pewne aspekty nieprzyjemne - skoro niektórzy stawali się Upadłymi Jedi, Sithami. Coś nie odpowiadało tym osobom w Kodeksie Jedi, byli ograniczeni (przynajmniej tak im się wydawało), stąd zmieniali "stronę". Świątynia Jedi niosła ze sobą również takie nieprzyjemności tak niezdrowa rywalizacja między uczniami - Scout (książka "Mroczne Spotkanie", gdzie uczennica przypalała swoje ciało mieczem świetlnym, żeby być odporną na ból, Obi - Wan, który miał widoczne problemy ze znalezieniem Mistrza (książka Narodziny Mocy)). I na koniec fragment z "Potrójne Zero": "Nie miałam ani matki ani ojca. Kiedy ukończyłam cztery lata pierwszy raz dano mi do ręki broń. Nauczono mnie tłumić uczucia, a także szanować i słuchać moich mistrzów. Zachęcano, żebym obsesyjnie dążyła do doskonałości. Wiodłam życie, jakiego bym sama nie wybrała, ale nakazano mi tak żyć z powodu moich genów(...) Nigdy nie pozwolę, żeby ktokolwiek odebrał mi dziecko, które nosze w łonie" (Etain Tur - Mukan)

...jako obowiązek

Z posiadaniem midichlorianów, byciem wrażliwym na Moc wiązała się duża odpowiedzialność. Jeśli wykazywało się małe zdolności używania Mocy - pewnie można było przeżyć życie normalnie. Jednak każdy, kto miał większy potencjał był nakierowany albo na werbunek ze strony Jedi albo odnalezienie przez zdesperowanego Sitha. Moc rozpatrywana w kontekście Jedi to wielka odpowiedzialność za siebie, za życie innych, za prowadzenie innych użytkowników Mocy. Jest to też poświęcenie, na które bardzo rzadko Jedi się zgadzali. We wspomnianym na koniec poprzedniej części cytacie Etain mówi wprost, że takiego życia by nie wybrała. Jednak nawet jeśli postrzegali bycie Jedi jako funkcję to sama Moc im na to "nie pozwalała". Moc była czymś dynamicznym, czymś co nie pozwalało usiąść za biurkiem i nic nie robić - pchała do działania. Wkrótce, Jedi odkrywał w sobie życiową misję (np. Obi - Wan, Jax Pavan).  Jednak będąc tak wychowanym Jedi, a przynajmniej większość, niosła na swoich barkach odpowiedzialność życia mieszkańców Republiki. W Prawdziwych Barwach padają ważne słowa: "Ja jestem Jedi. A bycie Jedi to przeżycia w kontaktach z każdą żyjącą istotą, a nie filozofia ujmowana w abstrakcyjnych pojęciach. Nie jestem pewien, czy chciałbym być takim Jedi, jakimi chce nas widzieć Rada".

... jako przeznaczenie

Ta część jest najcięższa do opisania. Moc jest czymś bezosobowym. Nie wiemy dokładnie jak przydzielane są różnym osobom, różne stopnie midichlorianów. Pewnie jest w tym jakiś sens, jakieś zasady, według których Moc funkcjonuje. Trzeba rozróżnić determinizm (w świecie nie ma przypadków, nie ma miejsca na wolną wolę, wszystko jest dziełem doskonałego planu, dzieje się według ścisłych praw, według woli bóstwa) od przeznaczenia (które rozumiem tak: jednostka może podejmować różnego rodzaju decyzje, ma wolną wolę, ale w pewnym stopniu ograniczoną - tym, że ma w perspektywie przyszłości osiągnięcie jakiegoś stanu, jakąś funkcję). Czy Jedi byli skazani na bycie Jedi? Nie, bo niektórzy zamykali się na Moc, niektórzy stawali się Upadłymi Jedi. Można powiedzieć dalej, że przeznaczenie właśnie może wskazywać na to, że ktoś stanie się Jedi, ale zmieni się w Upadłego. Rozwiązanie problemu utrudnia Moc jako coś bezosobowego, jako siła. Teoria Wybrańca, który przywróci Równowagę Mocy, przeznaczenie, które usłyszał Jacen Solo, Planeta Mocy, Ojciec, Córka oraz Syn Mocy, Abeloth, Architekci, Równowaga, którą ma przywrócić prawnuczka Anakina Skywalkera... To jest materiał, który częściowo już opracowałem, ale który muszę do końca zbadać, by móc postawić jakiekolwiek wnioski w tej części. Na dziś to już koniec.

Podsumowanie

Krótkie podsumowanie: myślę, że odpowiadając na pytanie zadane w temacie trzeba powiedzieć tak: Jedi podczas swojego życia doświadczał i przyjemności i nieprzyjemności, wrażliwość na Moc wiązała się z obowiązkami i dużą odpowiedzialnością. Natomiast pytanie o przeznaczenie trzeba zostawić na później lub odpowiedzieć sobie samemu. Niemniej jednak, mimo kilku negatywnych aspektów myślę, że każdy z nas chciałby posiadać tę...wrażliwość na Moc;)

2 komentarze:

  1. Przeznaczenie zostawmy, tak. Z resztą pewnie ten temat zostanie jeszcze poruszony także w rozważaniach a propos tego, czy Moc możemy utożsamiać z Bogiem.

    Uważam, że to jak Etain Tur-Mukan mówi, ze nie odda dziecka do Jedi nie można brać za wyznacznik miarodajny, iż tam rzeczywiście jest niefajnie. Gdyby na jej miejscu była przykładowo Mistrzyni Shaak Ti, prawdopodobnie powiedziałaby coś w stylu: "a niech dzieciak próbuje, byleby nadążył...". Patrząc po jej podejściu do padwanów ;) ... ale dlaczego tak?
    1. Kobiety wrażliwe, które uzewnętrzniają tą cechę, taka była Tur-Mukan mają takie też takie tendencje, żeby się nadmiernie rozczulać lub po prostu przesadzać. 2. Jest to u niej wzmożone z tej racji, iż Venku to pierwsze (!) dziecko, a wiadomo, ze matka zazwyczaj każdą możliwą przeszkodę z drogi dziecka by odsunęła tak, zeby nawet nie mogło się zadrasnąć. Może to nie zawsze zdrowe, ale takie tendencje istnieją. To raczej męski charakter karze się mierzyć z wyzwaniami. Podsumowując, może i Etain doświadczyła czegoś trudnego u Jedi, ale raczej nie w takiej skali i należy patrzeć na jej zdanie poprzez fakt, że będzie matką owego dziecka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie traktuję faktu, że Etain nie chciała oddać dziecka do Jedi jako miarodajny wyznacznik... ;) Chodzi mi o jeszcze bardziej "ludzkie" i naturalne odruchy niż te, o których piszesz - "Nie miałam ani matki ani ojca" - chciała, żeby jej dziecko czegoś takiego nie przeżyło, chciała żyć z nim normalnie jak matka z dzieckiem. Po prostu. "Wiodłam życie, jakiego bym sama nie wybrała" - chodzi jej również o zwykły wolny wybór jej syna. Etain nie była ideowcem i nie mówiła, że Jedi są super, wszystkich zaprowadźmy do Jedi, nie liczy się Twoje szczęście tylko losy Galaktyki!!! Ona twardo stąpała po ziemi i według mnie jej słowa trzeba interpretować w kluczu - jak Venku będzie chciał zostać Jedi to zostanie, ale nie na siłę i bez normalnego dzieciństwa. Pozdrawiam :)

      Usuń