niedziela, 4 marca 2018

"Dziedzic Jedi" - Kevin Hearne (R)

„Zniszczenie potężnej Gwiazdy Śmierci uczyniło Luke’a Skywalkera nie tylko bohaterem Rebelii, ale też cennym sojusznikiem w jej walce z Imperium Galaktycznym. Chociaż długa droga dzieli go jeszcze od zgłębienia tajników Mocy, to jego zdolności jako pilota są nieocenione. Zdaniem przywódcy Sojuszu – Lei Organy i admirała Ackbara – nikt lepiej niż on nie nadaje się do przeprowadzenia śmiałej misji ratunkowej, kluczowej dla walki Rebelii o wolność. Błyskotliwa kryptograf, znana ze swoich zdolności do łamania nawet najbardziej zaawansowanych szyfrów, jest przetrzymywana przez imperialnych agentów, chcących wykorzystać jej niezwykły talent do celów Imperium. Jednak jej sercu bliższe są idee przyświecające rebeliantom – jest więc skłonna im pomóc… w zamian za szansę na połączenie się ze swoją rodziną. Okazja do uzyskania decydującej przewagi nad Imperium jest zbyt cenna, by ją przepuścić. Aby ten cel osiągnąć, rebelianci muszą wykorzystać element zaskoczenia. I tak oto Luke i jego wierny astromech R2D2 przesiadają się zza sterów wysłużonego X-winga na pokład smukłego kosmicznego jachtu, pilotowanego przez śmiałą Nakari Kelen, córkę potentata biotechnologicznego, mającą z Imperium własne porachunki”.
…tak brzmi opis powieści na „skrzydełkach” okładki książki. Cóż… jakie mam wrażenia po lekturze? Historia ciekawa, pokazująca czas między zniszczeniem jednej a drugiej Gwiazdy Śmierci, kiedy Luke nie był ani farmerem z Tatooine ani wprawionym Mistrzem Jedi. Pokazuje wiele gryzących go w tym czasie wątpliwości, wahań. Śledzimy pierwsze sukcesy, a także porażki w posługiwaniu się Mocą. Co jest największym atutem powieści według mnie? Narracja pierwszoosobowa. Nieczęsto spotyka się ją w książkach, a w przypadku Luke’a jest o wiele bardziej możliwa do odtworzenia niż w przypadku na przykład Hana, którego psychika jest na tyle nietuzinkowa i skomplikowana, że lepiej czytać o jego dziejach z perspektywy trzecioosobowej. Nie tracimy wtedy czaru błyskotliwych zachowań znanego w całej galaktyce przemytnika. Co do samego „Dziedzica Jedi” wracając – prosta, ciekawa historia, ale według mnie nie jest pozycją obowiązkową dla fanów Star Wars. Nic odkrywczego do kanonu nie wnosi (nie mówię, że każda książka ma coś ważnego wnosić) i jest zwykłą (o ile Luke w ogóle miewał takie sytuacje w życiu) misją, którą Skywalker miał wypełnić. Od tak, zapis tego, co podczas niej czuł, jak przeżywał spotkania z innymi osobami/rasami.

Ocena: 5,5/10

Recenzja książki: Star Wars. Dziedzic Jedi - Kevin Hearne, przeł. A. Hikiert, Warszawa 2016r., Wydanie I, Grupa Wydawnicza Foksal, 320 str.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz