czwartek, 26 października 2017

"Świt Jedi. W nicość" - Tim Lebbon (R)

 Serię recenzji zaczynam od dość świeżej książki, będącej chronologicznie pierwszą w kanonie Star Wars (25793 BBY) oraz będącej debiutem Tima Lebbona w kanonie Star Wars.

 Samo umiejscowienie książki w tym okresie EU zapowiada, że będzie się działo coś ciekawego/coś nowego, o czym dotąd nie można było czytać. Zostało to zaspokojone w pewnym, lecz małym stopniu. Interesujące jest przedstawienie Je'daii jako władających jasną i ciemną stroną Mocy. Pomysł z alchemią ciała, który według mnie wynikał z przed chwilą wymienionej harmonii, mógł się równać, a nawet przewyższać techniki Jedi z ery upadku Republiki. Retrospekcja przeplatana z właściwą akcją powieści również należy do zalet. Minusem jest za małe podkreślenie starodawności tamtych czasów. Pojawia się wspomnienie książek papierowych, brak podróży nadprzestrzennych  (z jasnych powodów...), ale to wszystko mało. Świat jest podobny do tego z ery upadku Republiki. Książka miejscami się dłuży i jest dość przewidywalna. Pole do popisu jest wciąż otwarte. Takie wątki jak podjęcie decyzji o pozostaniu przy Ashli przez Je'daii, skutki moralne, treningowe, rozdźwięk w tym, czego się Je'daii kiedyś uczyli żyjąc w harmonii jasnej i ciemnej strony to tylko przykłady, które można poruszyć w książkach tego okresu, a które za pewne mogłyby pomóc w powstaniu fantastycznej pozycji.


Ocena: 5,5/10

Recenzja książki: Star Wars: Świt Jedi. W nicość - Tim Lebbon, przekład Błażej Niedziński, Anna Hikiert, Warszawa 2016, Wydanie II, Wydawnictwo Amber. 301 stron

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz